Wezwanie Dingo.


Witam Wszystkich  na moim blogu! 
Osiemnaście miesięcy temu trzymałam w rękach kartę Koła Fortuny. Dziś tą kartą jest Dingo. To jedyny Australijski dziki pies. Znany z doskonałego węchu, towarzyszy ludziom w łowach, ale jego natura pozostaje nieprzewidywalna. Jest drapieżnikiem. Nigdy do końca nie udomowiony, ceni swoją wolność. Czytam opis katy:  Dingo przychodzi dzisiaj do ciebie przekazując wiadomość: „Usłysz moje wołanie w twoim Śnieniu, przyszedłem z dziczy,  żeby poprowadzić cię do niej, do twojej własnej dzikości spokoju i odosobnienia. Tam zbierzesz swoją mądrość”.


- Nos, trzeba mieć nosa jak Dingo – wącham zeschnięte powietrze 30 stopniowej australijskiej nocy. Małe robale obijają się o   siatkę    blokującą  im  dostęp do   naszego  mieszkania. B. wygląda jakby się gotował. Cykady są tak głośne, że niezauważalne. Od ponad roku jesteśmy w Australii.


Nauczyłam się nie rzucać żadnych okruszków drogi powrotnej za siebie, bo czy horda mrówek , czy inne dziwaczne stworzenia,  tutaj zawsze zjawi się coś, co je zje.  Nie ma żadnej chatki wiedźmy, bo w takim upale, budowa czegoś, co porusza się na jednej nodze nie jest praktyczna. Wokoło brak lasu - tylko busz. Punkty odniesienia zniosły się z mapy. Zmuszona żeby ufać idę do źródła.





To, co doświadczam mieszkając na tej pełen plaż wyspie, będącej wielkim, świetnie zorganizowanym krajem i najbardziej wyschniętym z kontynentów jest dla mnie ogromnym wyzwaniem i darem. Zapraszam  tych, co już czytali o naszych przygodach w Indiach i tych, co po raz pierwszy są na kolejne wpisy. 
Podróż trwa :) 

0 komentarze:

Post a Comment

Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)