Stało się dla mnie jasne, że jeszcze trochę tutaj zostanę. Jeszcze trochę i będę mogła nawet pomyśleć o tak zwanym “pobycie na stałe” w kraju po drugiej stronie świata – Australii.
Pamiętam nasz niepokój o to, czy w ogóle uda mi się tutaj dostać. Wizę turystyczną pisaliśmy w Indiach, w gościnnej części (tylko tam mieliśmy dostęp do Internetu) jednego z wielu hotelików w przepięknym Jaisalmer. Jego właściciel należał do grupy tych dumnych kupców, którzy od lat zamieszkują „Złote Miasto” ciesząc się dobrobytem płynącym najpierw z handlu a potem z turystyki.

Teraz obserwował nas z podejrzliwością ze swojej małej kuchni. Wstawał, żeby zrobić coś zupełnie niepotrzebnego i siadał za moment na kuchennym krześle, a każdy jego ruch miał w sobie tyle siły, że wybijał nas z transu wystukiwania kolejnych informacji do wizowego formularza. Był wysokim, mocnej budowy mężczyzną, a jego naturalny wyraz twarzy przypominał kogoś, kogo można spotkać w ciemnej alejce. Ubrany w zżółkłą, przepoconą podkoszulkę bez rękawów i przepasany białym ręcznikiem sprawiał wrażenie nieobliczalnego, więc musieliśmy się mieć na wzajem na oku.

W końcu nie wytrzymał i podszedł do nas. Pochylił się nad kanapą i nie dając nam przestrzeni do oddechu zapytał rozkazująco - Kiedy jedziecie na wielbłądy? -Byliśmy na safari w Bikanerze – odpowiedziałam i dopiero potem uświadomiłam sobie, że to jeszcze bardziej go zaniepokoiło. - A do miasta? - dodał podwyższonym tonem, jakby chciał nas wyrzucić z jego hotelu. Nie miałam śmiałości tłumaczyć czegokolwiek i z nadzieją patrzyłam na B. - Piszemy wizę do Australii, chcemy tam jechać z Indii, to dużo pracy, dużo do opisania.

Właściciel czekał na dalsze wyjaśnienia nie tracąc nic a nic z zaciętości swojego wzroku. - Musimy opisać wszystko, kogo odwiedzimy, kiedy, gdzie zostaniemy, podać dane moich rodziców, naszych przyjaciół i datę biletu powrotnego – B. rzeczowo wyjaśniał - dużo pracy i nie możemy się pomylić, musimy to skończyć dzisiaj. - Kiedy idziecie do miasta? - zapytał jeszcze raz i zdaliśmy sobie sprawę, że nie mieści mu się w głowie to, że ktoś mógłby całe popołudnie spędzić na kanapie przy płatnym internecie, zamiast podziwiać atrakcje Jaisalmer. Było to na tyle dziwne, że podejrzane, więc dodałam łagodnie - Może wieczorem jak już wyślemy wizę to pójdziemy na spacer, a może wcześnie rano? Odsunął się od nas nieco i powoli zniknął w drugim pomieszczeniu - Chcecie coś jeść? - zapytał ostrym tonem. Popatrzyliśmy z wdzięcznością na przymknięte drzwi do kuchni. - Dwie masala chai i dwa tosty z serem z yaka, jeśli można.

Podróż z Indii do Australii jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju. Podróż, w której od jednego z najbardziej zaludnionych krajów świata (390 ludzi na kilometr kwadratowy) poznaję ten najmniej zaludniony (3 ludzi na kilometr kwadratowy), od jednego z najbiedniejszych do najlepiej prosperujących na całym świecie. Przejście pomiędzy nimi jest doświadczeniem skrajnym, bo jak objąć, zrozumieć, zaakceptować różnice wynikające z przypadkowości? Jak ułożyć w głowie widok dziecka, z żebrami wystającymi desperacko spod cienkiej skóry, bawiącego się na ulicy z pełnym uśmiechem zadowolenia na twarzy, a potem widok dziecka, które dostaje ogromną ilość prezentów pod choinkę i rozrzuca z radością kolorowy papier krzycząc, że to wszystko jego, że nie można tego dotknąć?
Jestem wdzięczna, niezwykle wdzięczna za możliwość tych doświadczeń: za zamkniętą ludźmi przestrzeń Indii i oszałamiająco piękną pustkę Australii, za święte krowy i soczyste wołowe steki, za dobrych ludzi, których spotkałam w tych obu krajach i cudowną wolność od zgubnej próby zrozumienia tego świata jako całości.
Wspaniałe !!! Blog z Indii czytałam już jakiś czas temu, a dziś przeczytałam początek Australii i... postanowiłam przeczytać od początku Indie- w ramach czekania na następne posty. Nie muszę dodawać, że ogromna zazdrość mnie zżera ;) na myśl, że oglądasz właśnie te wspaniałe australijskie widoki, ale to taka odmiana ZDROWEJ zazdrości - motywująca. Być może i mnie uda się kiedyś pojechać gdzieś dalej, a czytając o Twoich przygodach pragnę tego coraz bardziej. Cieszę się Twoim szczęściem i czekając na dalsze posty z gorącej Australii pozdrawiam z nieco już chłodnej styczniowej Polski - uściski dla Ciebie i B. :D
ReplyDeleteWitam Was w Nowym Roku :) czekałem i się doczekałem :) wszystko fajnie, super tylko dlaczego tak mało tego ? lektura jest Przednia ale ledwo zaczynam, a już trzeba kończyć ..? piszcie co u Was nowego, co się dzieje, w ogóle piszcie cokolwiek :) pewnie brak lub mało tekstu = brak czasu, ?? to może jakaś sesja foto ?? przynajmniej będzie to jakieś usprawiedliwienie ;) Pozdrawiamy Ciepło A.R. i S.P.
ReplyDeleteDziękuję. Dobrze od czasu do czasu dostać przypomnienie, że trzebaby coś napisać. Nie kolejną notatkę, czy cytat, który olśnił moment, ale coś co pachnie konkretem i można się nim podzielić jak dobrym obiadem. Podzrawiam Was serdecznie i jeszcze raz dziękuję!
ReplyDelete