Kąpiel w Gangesie

Urodziny Bretta zamierzaliśmy uczcić kąpielą w Gangesie – to był ostatni dzień w Rishikesh. Z ręcznikami, zmiennym ubraniem dla mnie – bo stroje kąpielowe nie wchodzą tutaj w grę, szukaliśmy odosobnionego miejsca na brzegu Gangesu. Idąc godzinę w górę rzeki znaleźliśmy odpowiednie zejście. Na schodach siedziało kilku Sadhu. Poniżej piękna plaża z ogromnymi, białymi kamieniami – świetne miejsce do ukrycia się przez ludźmi i  Ganges – rwąca, porywająca. Znaleźliśmy miejsce dla nas. W zasięgu wzroku na jednym z kamieni siedział sadhu przypatrując się nam bezceremonialnie.

B. z mocnym postanowieniem zmycia swoich grzechów na 39 urodzimy powoli wchodził do rzeki. Zanurzał się w  skupieniu wiedząc,  że nie jest to zwykła kąpiel. Tam, gdzie jest wiara, tam jest moc i nie należy jej lekceważyć. Wziął ogromny wdech i zniknął pod wodą. Płynęła bez przeszkód, zalewając wszystko niezmiennie, nieustannie, zgodnie z jedynym stałym prawem, że wszystko się zmienia. Wynurzył się o jeszcze dwukrotnie znikął pod powierzchnią.

Usiadł przy głazie w milczeniu i zaraz potem powiedział do mnie z niewinnością noworodka. – Ostatni papieros, to będzie mój ostatni papieros, dobrze? Skrzywiłam się i opowiedziałam – Rób, co chcesz. Poszukał mokrą ręką zapałek i papierosów, oparł się o głaz i zapalił. – Hello, sir – usłyszeliśmy zza głazu. Koło nas stał indyjski policjant. – Pokaż paierosa – powiedział groźnie, powąchał go.  – Pokaż paczkę – znów powąchał.  – Pokaż swoje rzeczy – przeszukał nasze torby. -To zwykłe papierosy – powiedzieliśmy z ulgą.  – Czy wiecie, gdzie jesteście? – zapytał.  Cicho odpowiedzieliśmy, że nad brzegiem Gangesu. – To święta rzeka, tu nie wolno palić!  - powiedział poważnie.  – Musze cię ukarać, pójdzesz ze mną na posterunek!  O nie,  jeszcze tego nam było trzeba w urodziny.  – Jaka jest kara? - zapytaliśmy. Policjant odpowiedział poważnie – 6 miesięcy w więzieniu albo 200 rupi mandat. Uśmiechnęłam się w środku, 200 rupi to 12 złotych, więc może te 6 miesięcy to nie taki zły pomysł za  niedocenienie siły Gangesu.Wiedziałam, że teraz to kwestia dogadania się. Udało nam się przekonać go, że nie trzeb iść naposterunek, żeby zapłacić karę. Dostał swoje pieniądze i poszedł.

B. znacząco odłożył papierosy na bok i jeszce raz poszedł zanurzyć się w Gangesie zeby zmyć ten ostatni grzech. Wszystkiemu z oddali przyglądał się sadhu siedząc na skale i paląc w spokoju swój haszysz.

Potem przyszła moja kolej. Cudownie orzeźwiająca woda zalała mnie. Jest historia o pewnym zapaśniku, który nie potrafił pokonać nikogo publicznie, podczas gdy na sali treningowej był niepokonany. Poszedł ze swoim problemem do mistrza Zen, ten zapytał go jak ma na imię. Sportowiec odpowiedział „Great Wave” co oznacza wielka fala. Mistrz polecił mu, żeby poszedł do świątyni i wsłuchał się w dźwięk wielkiej fali. Zapomnij, że jesteś zapaśnikiem, stań się wielką falą. Sportowiec poszedł do świątyni i słuchał. Fale stawały się coraz większe i większe. Zmyły kwiaty z pomnika Buddy, zmyły wazony na kwiaty i w końcu samego Buddę. Cała świątynia stała się ogromną falą, a sportowiec siedział uśmechnięty po środku niej. Następnego dnia na zawodach nie było nikogo w Japoni,  kto byłby w stanie go pokonać.


Przez moment stałam się cześcią takiej wielkiej fali. Był to powrót do stanu, który teraz nazwałabym naturalnym. Ten moment zmył ze mnie poczucie stałości, które towarzyszyło mi przez 30 lat stabilnego życia. Kim jestem jako część tej wielkiej rzeki? Na pewno nie Edytą Bieniek, nauczycielką, pisarką, podrózniczką, kobietą.  Wystarczy unieść nogi i puścić, a woda uniesie. Ta możliwość była zatrwarzająca. Trzecie wynurzenie, nogi chcą twardo stanąć na piasku. Piasek zapada się, ale nieco wysiłku i  idę w stronę brzegu ku B., który namiętnie robi mi zdjęcia. Siadamy przy głazie. Ktoś przechodzi obok. To sadhu , który cały czas nas obserwował. Przykłada palce do ust proponijąc haszysz. Wybuchamy śmiechem.

1 comment:

Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)