Ganga aarti

Pozostaliśmy w Haridwarze przez trzy dni i każdego wieczoru jak urzeczeni powracaliśmy nad brzegi Gangesu obserwując uroczystość Ghagna aarti, czyli ceremonię uświęcenia rzeki, która niezmiennie, codziennie (!) przyciąga tysiące  pielgrzymów.

Boska rzeka Ganges  została przyniesiona na ziemię  przez mędrca Bhagiratha, żeby mógł pokropić jej świętą wodą prochy przodkw, którzy byli zgładzeni przez Vishnu za nieprawości. Kiedy jej gwiezdny nurt spłynął  z nieba  Vishnu,  żeby ochronić ziemię przed zalaniem, złamał jej potęgę plącząć ją w swoje włosy. Ganges jest dla Hindusów żyjącą boginią, codzienne kąpiele są zalecane przez święte księgi , żeby przygotować duszę do ostatecznej podróży i wyzwolenia. To w Haridwarze Ganges zyskuje swoją oczyszczającą moc, łącząc się z równinami.
  
Ceremonia odbywa się nad nad głównym ghatem (schodami prowadzącymi do rzeki). Jego nazwa to Har-ki-puri. To tutaj kapłani, za drobną opłatą,  mogą pomóc turystom odnależć odcisk stopy Visznu. W Haridwarze jest kilka pomniejszych ghat i każda ma swoją specyfikę. Jenda z nich to Vishnu ghat  - miejsce, gdzie  w świętej rzece zanurzył się bóg, Ghau ghat – kąpiel tam zmazuje grzech zabicia kogoś i zjedzenia krowy(!), Kushavarta Ghat – miejsce, gdzie bogini Dattatreya złożyła swoją ofiarę,  stojąc na jednej nodze przez 1000 lat.  Har-ki-puri jest jednak najważniejsza, tu pielgrzymi przychodzą, żeby podczas świętej uroczystości obmyć się z grzechów.

Wrzesień to pora monsunów, więc nurt rzeki jest silny. Niektórzy ryzykują pływanie, drudzy trzymają się metalowych łańcuchów zanurzając w rzece, inni podchodzą do niej z nabożnością i po odmówieniu modlitwy puszczają na wodęzrobione z liści bambusa  łódeczki wypełnione płątkami róż  z płonącą świecą po środku. Pomiędzy tłumem krzykliwi, ubrani w mundury hindusi  zbierają datki dla świątyni.


 Usiedliśmy na moście. Tuż na krawędzi. W siadzie skrzyżnym. Po chwili naszą uwagę przykuł wymachujący Hindus. Uśmiechnęliśmy się do niego, myśląc, że nigdy w życiu nie ruszymy się z tak dobrego miejsca tylko dlatego, że ktoś chce z nami zdjęcie. Hindus zaczął pokazywać palcem wskazując na ziemię. – Ja tam nie idę – powiedziałam B. Uśmiechnęliśmy się szerzej i skupili na zbliżającej uroczystości. Po chwili Hindus był za nami. Trochę przerażony pokazywał dłonią na coś tuż za krawędzią mostu. B. wychylił się nieco i zobaczyłam, że zmienia mu się twarz. Szybko przysunął stopy do siebie i zaczął dziękować z pokorą Hindusowi.  Okazało się, że nieomal nie dotykał odsłoniętych kabli elektrycznych, które w jakiś zagmatwany sposób przyczepione były do mostu. B. wstał, wziął aparat i oznajmił, że idzie robić zdjecia z innego miejsca.


Ja zostałam na moście, Ganges tuż pode mną. Migoczące lampiony unosiły się z prądem. Hindusi nie przywiązją wagi do tego, co stanie się z ich lampionami. Już widzę tam siebie, śledzącą je jak najdłużej, patrzącą, żeby płynęły jak najdalej. Oni tylko puszczają je na wodę i nawet nie patrząc, odchodzą. Cudowne. Ofiarują coś swojej matce całkowicie, nie zabiegając i nie oczekując. W pełnym zaufaniu do niej, z wolnością od przywiązania. Niezwykłe. Teraz wszystko w jej najświętrzych rękach. Ganges powoli zanurza się w mroku i migoczące lampioniki na jej falach tańczą. Śpiew kapłanów uspokaja tłumy. Teraz dołączają swoją uważność do scen w centralnej części gahty. Kapłani zapalają ogromne pochodnie w trzech częściach rzeki i równocześnie pochylają je ku rzece. Rozlegają się dzwonki. Niebiańskie wody zabierają wszystko ze sobą. Ganga przepływa przeze mnie.

0 komentarze:

Post a Comment

Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)