Coober Pedy - miasto poszukiwaczy skarbów

Jeśli masz w sobie żyłkę poszukiwacza skarbów, jeśli wierzysz w swoje szczęście i dobrą intuicję to zawód wydobywacza opali jest dla ciebie!

Na początek co nie co o samym kamieniu. Opale są kamieniem narodowym Australijczyków, coś jak nasz bursztynek znaleziony na plaży. Każdy opal jest inny. Każdy ma swój niepowtarzalny kolor, wzór i strukturę. Wszystko dlatego, że są to kamienie zbudowane z małych kul ułożonych bardzo blisko siebie i kiedy promień światła dotrze do kamienia, nie odbija się od niego w całości,  ale wnika do środka  i wędruje pomiędzy molekułami tworząc wielobarwną tęczę.  

Sposób w jaki znajduje się opale jest jednym z najniezwyklejszych pomysłów na życie. Żadna wielka firma nie jest w stanie wydobyć go masowo, jest zbyt kruchy i za dobrze ukryty. Swoja własna kopalnia opali to wielka szansa dla ludzi, którzy marzą o karierze poszukiwacza skarbów.



Jak więc zostać poszukiwaczem opali?  Po pierwsze trzeba przeprowadzić się do Australii. 97% wszystkich kamieni jest wydobywanych i produkowanych na tym kontynencie. Po drugie przyjechać do jednego z miejsc, które znane są z podziemnych pokładów opali. Dla naszego przykładowego planu biznesowego wybierzemy Coober Pedy z tego prostego wzgledu, że osobiście doświadczyliśmy i rozważaliśmy poważnie pozostanie tam na jakiś czas. 



Zdjęcia opali: Wikipedia

Potrzeba jeszcze mieć dobrą intuicję i dwie różdzki. Taka różczka zbudowana jest ze zgiętego drutu i w miejscu, gdzie znajdują się odpowiednie warunki do powstania opali, różdzki zbliżają się do siebie, żeby skrzyżować się pewnym punkcie. Cały problem polega na tym, że każda osoba ma nieco inny odczyt,  a dziurę w ziemi wykupije się tylko jedną i tylko o średnicy około pół metra. Jeśli nie trafi się na żyłę, proces trzeba zacząć od nowa, pozostawiając za sobą małą krecią norę. 






















Wyobraźcie sobie zatem tych szalonych poszukiwaczy skarbów chodzących po australijskiej pustyni szukając opali. Ich różdzki krzyżuja się od czasu do czasu i błysk intuicji nakazuje im - kop tutaj! Z cichą satysfakcją, nie pozakując emocji,  a może właśnie z okrzykami radości taki zdecydowany poszukiwacz jedzie do biura, wpłaca tam jakieś $70 (około 300zł) i dostaje 4 plakietki z numerem. Następnie przybija je do drewnianych kołków i idzie oznaczyć swój teren o wielkości 50 m2 na 50 m2. Wbija je do ziemi w czterech mejscach i voila, właśnie wybrał miejsce na swoją kopalnie, przez następne 12 miesięcy. Teraz trzeba zacząć kopać.

Do kopania na samym początku używa się sprzętu wynajętego albo porzuconego. Potrzebne jest wiertło, żeby wkopać się w ziemię, potem materiały wybuchowe domowej roboty i znów trochę szczęścia, żeby wyjść z tego cało. Jeśli szczęściarz odkopie żyłę opali to kolejne poszukiwania będzie mógł prowadzić ze swojego nowego domu. Kopalnie stają się mieszkaniami dla podziemnych odkrywców. Panuje tam cudowa temperatura, która pozostaje na poziome 21-22 stopni Celcjusza. W samym centrum pustyni to ogromny atut mieszkaniowy. Podzieme wnętrza mają ciepły piaskowy kolor i chociaż B. twierdził, że tylko się mi wydaje, czułam ich zapach, bardzo przyjemny i kojący zapach podziemi. Niektóre domy z zewnątrz są jak zamki i podobno tworzą podziemne połączenia z innymi,  korytarze na wypadek, gdyby tak komuś zabrakło soli do obiadu. Coober Pedy nie wygląda imponująco z zewnątrz, ale kto by spędzał czas na powierzchni, kiedy całe bogactwo znajduje się pod ziemią. 























My doświadczyliśmy  podziemnego życia tylko przez jedną noc. Rozłożyliśmy się na polu namiotowym lub pod polem raczej. Miejsce nazywa się Riba's Underground Camping i położone jest nieco poza centrum miasta. Prowadzi go starsze małżeństwo, w których obecności przygoda życia podziemnego jest najcudownieszą z możliwych. Pole namiotowe to podziemne korytarze z wywierconymi dziurami w ziemi na okna sufitowe.  Wystarczy wybrać sobie jedno z wgłębień i przygotować nocleg. Trochę zajęło nam pogodzenie się z faktem, że nie dało tu się rozbić namiotu, zbyt twardo. Dopiero po jakimś czasie  dotarło do nas, że przecież pod ziemią nie ma ani odrobiny wiatru, więc namiot może po prostu stać dla samego poczucia prywatności, poza tym jest tu zupełnie niepotrzebny.


Całe miasteczko żyje z opali i turystów. W podziemnych sklepach można kupić biżuterię z opalami, wypić kawę w podziemnej kawiarni albo zjeść coś dobrego. Niesamowite wrażenie robią podziemne kościoły,  szczególnie serbski  kościół ortodoksyjny. Popatrzcie na jego sklepienie, wyrzeżbione przez wiertła. 


Decydując się na karierę poszukiwacza opali decydujesz się na wielkie ryzyko, ale co to za niezwykła przygoda: iść za swoja intuicją w poszukiwaniu takich pięknych kamieni. Potem powoli przekształcić swoje miejsce pracy w dom, żeby żyć jak tolkienowski krasnolud  - nigdy nie zadaleko od swoich  skarbów. 

Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć z Coober Pedy kliknijcie w ten link. Może ktoś z Was zdecyduje się spróbować swojego szczęścia? 






0 komentarze:

Post a Comment

Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)