Zamówiliśmy dwa miejsca w prywatnym autobusie. Nauczeni ostatnimi doświadczeniami z podróży poprosiliśmy o miejsca na przodzie “dla rozprostowania nóg”. Przed nami ponad 18 godzinna podróż z Manali w stanie Himachal Pradesh do Leh w stanie Ladakh
.
Obudziłam się o świcie. Autobus nadal jechał. Gdzie niegdzie zza okna widać było pozostawione lepianki, maszyny, metalowe elementy. Wszystko bez pośpiechu przykrywał śnieg, który osiadając na rozległych przestrzeniach potęgował wrażenie pustki. Musieliśmy wygladać przecudnie z boskiej perspektywy: mały, kolorowy, rokołysany busik z hałaśliwą bollywood’ską muzyką w kompletnej ciszy majestatycznych gór.
Wjeżdzaliśmy w Dolinę Chandry. Przestało padać. Zieleń na stokach gór zupełnie zniknęła z krajobrazu zastąpiona odcieniami brązu. Szczyty gór pokryte były śniegiem, na który kładła się gęsta mgła. W oddali widać było już odrobiny słońca. To w jego kierunku autobus zmierzał po osobliwych zakrętach.
Pierwszy przystanek i pierwsza masala chai, która smakowała tak cudownie nie wiadomo czy to z powodu , że tak mrożny poranek w górach uwielbia ciepło herbaty, czy też na jej smak nałożyła się zwykła radość z tego, że żyjemy. Tutejsi kucali nad krystalicznie czystą wodą, spływającą z nie wiadomo jak zamontowanej rury i szczotkowali zęby grupowo. Bardzo dokładnie z zapatrzeniem w dal, umiłowaniem tego momentu odmienności.
Zingzinbar 4,270m - co za urokliwe miejsce. Namioty rozstawone to tu to tam, najwyżej pięć z nich. Starsza pani bezzębnie uśmiechając się rozmawia z kierowcą. Zatrzymamy się przy jej w dhabie. Wszyscy zamawiają byle było ciepłe, a okazuje się, że jest do tego zaskakująco dobre. Wnętrze dhaby jest przytulne, a kamienne łóżka dla podróżnych na prawdę miękną w oczach. Byle położyć się z ciepłą herbatą w rękach. Kobiety uwijają się przy prowizorycznej kuchni i dokładają jedzenie. Tak dobre! Nasz kierowca śwadom, że ma przejechać 18 godzinną trasę, leży pod innym autobusem. Pomaga wymienić koło wesoło romawiając z otaczającymi go ludźmi! Dzięki temu nasza 10 minutowa przerwa zmienia się w godzinę i 10 minut postoju. Można by się złościć, można by narzekać, że zimno i trzeba jechać, ale nie ma powodu. Ku czemu tak sie spieszyć, co może być większe niż te najwyższe góry świata.
Niedaleko stąd płynie strumień, powstaje na nowo w każdej chwili z topiącego się lodowca. Trzeba go przekroczyć przed południem, bo prąd lodowatej rzeki zwiększa się wraz z temperaturą powietrza. Jeśli jest za duży dla samochodu albo pogoda jest zła trzeba zawrócić. W Zingzinbarze są noclegi. My przejeżdzaliśmy przez niejeden już strumień, który powinien być poskromiony przez most i tym razem umiejętności kierowcy były wyjatkowe.
Baralacha La pass - 4890m – wkraczamy w inny świat, coraz blizej Ladakh. W przewodnikach piszą, że to niezwykłe miejsce ze względu na kolory. Wyrazisty blękit nieba odcina się tu od żółtych piaskowców bez najmniejszych szarości. Z obu stron otaczają nas zapierające dech w piersiach piaskowe i skalne posągi.
Jesteśmy coraz bliżej Ladakh nie wiedząc, że to miejsce będzie początkiem nowego rozdziału naszej podróży. Robi się ciemno, kiedy dojeżdzamy do miasta. Za nami 490 km trasy. Rozpoczęliśmy o 2 nad ranem, a jesteśmy na miejscu po 8 wieczorem. Przeliczając średnią prędkość jechaliśmy jakieś 25 km na godzinę, podziwiając najpiękniejsze widoki i mierząc się z własnym strachem. Przejechaliśmy przez Himalaje i nadal otoczeni tymi ogromnymi górami zasypialiśmy nieświadomi świata za oknem.
Nowy początek.
0 komentarze:
Post a Comment
Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)