Delhi


30 sierpnia 2012. Prosto z samolotu przechodzimy na wyłożone dywanami lotnisko.  Jesteśmy w Indiach. Ułożone w mudry ogromne srebrne ręce są zapowiedzią innego świata. Zachwycające. Wypełniamy formularz dla obcokrajowców i słyszymy pierwsze Namaste, welcome do India. 
Lot opóżnił się jakieś dodatkowe 2 godziny, a kierowca nadal czekał na lotnisku. W rękach trzymał kawałek kartonu z nadrukowanym imieniem i nazwiskiem B. Ulga, mamy transport, zawód – na kartonie nie ma wypisanego mojego nazwiska.  Liczyłam na to,  że też się tam pojawi choćby ze wzgledu na fotografię, o której marzyłam. Mała dziewczynka we mnie krzyczała: przecież każdy kierowca powinien zdawać sobie sprawę z tego, że staje się obiektem jeśli nie pierwszego to przecież jednego z ważniejszych zdjęć w dniu przyjazdu turystów. Większa dziękowała Bogu i bogom hinduskim za to, że obdarzył kierowcę niezwykłą cierpliwością. Dwie godzny czekania i usłyszeliśmy : - No problem, sir.

Cóż, prawa i obowiązki kobiet i mężczyzm są tu różne. Nie często miałam być włączana w rozmowy mnie dotyczące. Co prawda wygląda to różnie w różnych częściach Indii.  Inaczej  tam, gdzie mieszka większość Hindusów, inachej w Himalajach, inaczej w muzułmańskim Kaszmirze. Jednk to B. jest w wielu sytuacjach przedstawicielem mojej skromnej osoby.  To jemu podawają kartę w restauracji, jego zaczepiają na ulicy prosząc o pieniadze, on jest proszony o pozwolenie, żeby zrobić mi zdjęcie, z nim targują się w sklepie, jemu podają bultelkę wody, którą zamówiłam, nawet kiedy pytam o kierunek w większości przypadków odpowiedź dostaje B. Nieraz ogrania mnie prawdziwa irytacja z tego powodu. Jak cień mam ukrywać się pod hustą od stóp do głów . Lekcja pokory wobec kultury dla mnie zadziwiająco trudna. Nadal nie pogodzona z tym, na co ludzie mówią różnice kulturowe przykrywam koszulkę z krótkim rękawem długim szalem z napisamym “om” i szukam wzrokiem kobiet w przepięknych sari. Każda jak klejnot szczelnie zamknięta w pozłącanej szkatułce zazdrosnego księcia.

Kiedy wyszliśmy z lotniska po raz pierwszy do moich płuc dostało się żarzące ciepłem powietrze, które równocześnie oblepiało każdy pecherzyk płucny wilgotną mazią. Kilka krótkich wdechów i myśl, żeby nie myśleć. Zgodnie z prawem, że nie należy dolewać oliwy do ognia,, zatopiłam się momencie: kierowca to niski Hindus, kierowca czekał na nas przez 2 godziny i powiedział no problem, kierowca chce pchać wózek z naszymi bagażami, kierowca przypomina Prabakera z książki Shantaram, jestem w Indiach, klimatyzacja...

0 komentarze:

Post a Comment

Zapraszam wszystkich do zostawiania swoich komentarzy. Po zatwierdzeniu przeze mnie wasz post zostanie opublikowany. Dzieki! Edytka :)