Im dłużej tu jestem, tym więcej zaskoczeń na mojej drodze. Ot jedziemy sobie jak zazwyczaj co weekend gdzieś, żeby coś zobaczyć i posłusznie wypełniamy polecenia GPS-a. Widoki są przepyszne: cudowne góry, wijące się puste drogi, doliny, na których chmury przesuwają wolno swoje cienie. Kilka razy zatrzymujemy się, żeby po prostu pobyć tutaj i każdym takim zatrzymaniem, kiedy patrzę temu krajobrazowi twarzą w twarz, mam łzy w oczach. W otwartej przestrzeni drzemie potencjał doskonałości. Genius loci użycza wtedy swoich boskich oczu i na moment służą one przede wszystkim do zachwytu, a potem do patrzenia. Radość.
Na jednej z bocznych tabliczek pisze Deep Space Network, 3 km. Brzmi interesująco, więc skręcamy i otwiera się przed nami bajkowa dolina. W oddali widać ogromną antenę. To część sieci trzech anten znajdujących się w trzech punktach na ziemi: Europie (Hiszpanii), USA (Kalifornii) i Australii (Canberze). Dzięki takiemu rozstawieniu możliwe jest odbieranie danych o pojazdach kosmicznych bez zakłócenia ruchem obrotowym ziemi. Tu link do strony DSN dla ciekawych. Antena wygląda imponująco. Tuż obok jest budynek dla zwiedzających: muzeum dla dzieci i mała kawiarenka. Z podekscytowaniem szukam tam jakiś informacji o spotkaniach trzeciego stopnia, ale cóż muszę się zadowolić widokiem „oficjalnego” kamienia z księżyca. Stoją wokoło niego dzieci i nosem dotykają szkła, a na zewnątrz tyle kamieni, co mają swoje dotykalne historie.
Biała antena jest tym krajobrazie jedyną anomalią. Dookoła rozciągają się widoki, prosto z sielankowego romansu. Soczysta zieleń rozłożystych łąk i łagodnie zachęcające wzgórza z pasącymi się barankami. Wszystko to byłoby niemal mdłe, gdyby nie ogromne głazy rozrzucone chaotycznie na tym polu łagodności. Nadają mu ostrości i wyrazu. Są jak kropki na malowidłach aborygeńskich, tworzą swoją własną kosmiczną sieć, na której zawieszony jest świat.
To właśnie głaz był powodem, dla którego wybraliśmy się do Namadgi - ogromne, granitowe schronienie, będące miejscem spotkań plemion Aborygenów. Tam znajdują się naskalne malowidła, datowane na co najmniej 800 lat. Naskalne malowidła! W Polsce nie za wiele można ich zobaczyć. W Australii znajduje się najstarsze odkryte na świecie miejsce, gdzie takie rysunki powstały. To Nawarla Gabarnmang, które datowane jest obecnie pomiędzy 45 000 a 60 000 lat. Mamy zatem dowody, że Aborygeni malowali już wtedy i wszystko trwało bez zakłóceń mniej więcej do czasu osiedlenia się pierwszych Europejczyków, czyli oficjalnie w 1778 roku. Naskalne malowidła w Namadgi są częścią tej najdłużej trwającej na świecie kultury i oglądanie ich na własne oczy to niezwykłe doświadczenie.
Oto przepis na placki z ćmy Bogong:


Używając moździeża rozgnieć ćmy z proszkowanym mlekiem. Wymieszaj z resztą suchych składników. Dodaj wystarczającą ilość wody, żeby uzyskać miękkie i nie klejące sie ciasto. Uformuj kulkę z ciasta. Rozpłaszcz kulkę na grubość 2.5 cm. Lekko poprusz powierzchnię i upiec na żarze ogniska, biwakowej albo domowej kuchence. Podawaj gorące.
Smacznego!
Na deser zdjęcie z jednego z krótkich szlaków prowadzących na Boroomba rocks. 20 minut ostrego podejścia i udało nam się trafić na zachód słońca. Genius loci znów zdziałał tu swoją magię.
Czytajac artykuły ,oglądając fotki nasuwa sie tylko jedno słowo,,,wolność,,,jak cudownie być wolnym sam na sam- ja i przyroda.-
ReplyDelete